Śmierć to trudny, temat obarczony wieloma tabu i lękami. Dotyczy straty, niepewności i bólu, którego nie sposób niczym zneutralizować. Znam ten ból dobrze. Straciłam moją mamę nieoczekiwanie w wieku 20 lat. Wyjechałam z domu na studia i zaczęłam zdobywać moja własną przestrzeń życiową z dala od domu. Wyrosłam z okresu buntu, walki z autorytetem rodziców i …zaczęłam doceniać miłość mamy, jej wkład w moje życie, jej bezgraniczną miłość i poświęcenie. Wyglądało na to, że obydwie jesteśmy gotowe, aby rozpocząć nowy okres w naszych relacjach matki-córki, dwóch najważniejszych dla siebie kobiet. Chyba trudno odnaleźć w przyrodzie bliższą więź niż ta, która łączy matkę z córką… I właśnie wtedy, niecałe sześć miesięcy po wyjeździe z domu dostałam telegram od brata: Ania, przyjeżdżaj. Mama nie żyje. Andrzej. Zapisałam wtedy w moim pamiętniku:
Mama zmarła nagle… Nie stać mnie teraz na żadne refleksje. Jeszcze to do mnie nie dotarło. Nie pogodziłam się z jej śmiercią, bo ciagle wiem, że ona jest w domu, czeka na mnie. A kiedy przyjeżdżam do domu, jest tyle spraw do załatwienia, że nie czuję jej nieobecności…ale co będzie gdy ta nieobecność dotrze do mnie?
Dotarła. Dotarł też ogromny ból. To poczucie jej nieobecności towarzyszy mi do dziś, mimo że minęło już prawie 30 lat od jej śmierci. Ja właściwie żyję już dłużej bez niej, niż z nią. Sama niedługo osiągnę wiek, w którym ona odeszła… mimo to tak bardzo mi jej brakuje. Nadal tęsknie za nią. Tak bardzo chciałabym z nią porozmawiać, poszukać rady, zrozumienia. Przytulić, poczuć jeszcze raz to bezpieczeństwo i ciepło, które znamy od najwcześniejszych lat. Chciałabym, aby poznała swoje wnuki, nauczyła ich góralskich piosenek i pieczenia ciasta i była z nich dumna. Żałowałam, że nie byłam lepszą córką, ale żal nic nie zmienia. Wierzę głęboko, że to doświadczenie – jak każde inne – miało swój sens i nauczyło mnie bardzo dużo. Nauczyłam się doceniać i kochać życie, bezgranicznie i bezwarunkowo. Poprzez spotkania ze śmiercią bliskich mi osób, uświadomiłam sobie sobie kruchość mojego własnego życia, które może się skończyć w każdej chwili.
Tak więc ja jestem gotowa na śmierć. A ty? Ta gotowość na śmierć oznacza dla mnie życie, ze świadomością śmierci, która należy do cyklu życia, tak jak narodziny. Ta otwartość na śmierć nie przeraża mnie, odwrotnie sprawia, że potrafię żyć pełniej, szczęśliwiej, doceniając każdy moment tego daru jakim jest życie. W końcu życie ze świadomością śmierci, sprawia, że żyję każdym dniem tak jakby to miał być ostatni dzień mojego życia.
Przecież wszyscy wiemy, że umrzemy i nikt nie wie kiedy umrzemy, więc po co to udawać, że nas to nie dotyczy…
Śmierć moich bliskich była dla mnie punktem wyjścia do rozmyslań o śmierci i życiu w ogółe i doszłam do kilku wniosków, które chciałabym Ci przedstawić. Dlatego zapraszam Cię teraz na krótka wyprawę do krainy: „Co by było gdyby…“ Wyobraź sobie sytuacje, którą zaraz opiszę i zastanów się czy i na ile zmienia to Twoje nastawienie do śmierci i przemijania, dobrze? Załóżmy więc na początek, że Shakespeare miał rację mówiąc:
„Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie, niż się ich śniło waszym filozofom.” – William Shakespeare
I jest coś więcej niż tylko szkiełko i oko, co pozwala poznać i zrozumieć, istnienie przedmiotu poznania poza umysłem poznającym, bądź bytu absolutnego poza rzeczywistością poznającego. To chyba nietrudne założenie, bo samo podejście naukowe, które ogranicza się do opisu i wyjaśniania tego, co jest dostępne poznaniu percepcyjnemu lub rozumowemu, dostarcza nam od czasu do czasu nowych rozwiązań, o których istnieniu wcześniej nikomu się nawet nie śniło.
Tak więc, co by było gdyby…
- wszystko miało jakiś sens…nawet, gdy sami go nie znamy lub nie możemy obecnie dostrzec. Nasza choroba ma sens, nasz ból ma sens, śmierć bliskich ma jakiś sens…Wszystko się dzieje po coś i jest dla nas dobre, w jakiś niezrozumiały dla nas – zwłaszcza w momencie bólu – sposób…
- przyjęlibyśmy, że mamy do dyspozycji więcej, niż to jedno życie, w którym spotkała nas choroba i że śmierć nie kończy wszystkiego…że jesteśmy i trwamy wiecznie. Śmierć jest tylko zamiana starego modelu na nowy, a a nasze ciało jest jak ubranie, które – gdy nadejdzie czas – należy pozostawić, aby ubrać inne…Gdybyśmy zaakceptowali to co mamy i to co los nam przynosi…
- było coś więcej niż ten, jeden obecny wymiar fizyczny, że jest coś skąd wracamy i dokąd zmierzamy? Co by było, gdybyśmy wiedzieli, że życie nie ma końca, a my wszyscy przynależymy do czegoś większego niż my sami, czegoś co jest jednocześnie wszędzie wokół ciebie i w tobie – jako esencja tego kim jest…
- bylibyśmy nieśmiertelni, a nasze życie tu i teraz byłoby po to, abyśmy tą wiedzę mogli zdobyć i nauczyć się pewnych postaw, np. bezgranicznej miłości, uczciwości, pokory, skromności, nadziei, wiary? Może w tym celu musimy być na różnych poziomach rozwoju, w różnym czasie. Każdy z nich jest poziomem wyższej świadomości. Etapem uczenia się, etapem decyzji… Jaki to poziom, zależy od tego, ile już zrozumieliśmy z wcześniejszych lekcji, zadań domowych, które dostaliśmy?
- byśmy to my sami decydowali o tym, co, gdzie, kiedy i z kim musimy się jeszcze nauczyć? A potem wracali, aby pomagać i uczyć innych? Nasza dusza wiedziała na co się decyduje i pomaga nam poprzez różne historie, które nam się przydarzają, przeżyć i doświadczyć dokładnie to, co jest nam potrzebne..
Wszystko pojawia się, gdy się pojawić musi.
Nie można przyspieszyć życia. Musimy zaakceptować to, co przychodzi do nas w danym momencie. Życie jest nieskończone…po prostu przechodzi przez różne fazy, narodzin, życia i śmierci. Nie ma końca. Życie to lekcje i nauki, które z nich wyciągamy. Wychodzimy w świat i czasami on nam łamie nam serce, kaleczy nasze ciało, a my mimio najgłębszych starań nie potrafimy dostrzec w tym sensu. Ale jeśli będziesz umiała zaufać, przyjąć to co cię spotyka z pokorą, zatryzmać się na chwilę i znaleźć ciszę w tobie…poczujesz wewnętrzny spokój i zgodę.
Nie ma we mnie strachu przed nicością, końcem, niebytem. Wiem, że życie jest jedno, ale nie żyje się raz. I dlatego nie obawiam się śmierci. Chcę się do niej raczej dobrze przygotować. To przygotowanie to jakby umieranie przed śmiercią… Jeśli Ty, tu na ziemi, zrozumiesz, że jesteś czymś większym niż tylko Twoim ciałem fizycznym i własnymi zmysłami, które to ciało zapewnia, wtedy twoja esencja pozostanie, nawet jeśli słaba, stara i chora tkanka twojego ciała umrze. Jeśli umrzesz – Jeśli twoje ego-ja umrze Zanim umrzesz – przed śmiercią twojego fizycznego ciała, Wtedy nie umrzesz – wtedy twoja esencja-ja nie umrze.
“Jeśli umrzesz przed śmiercią, nie umrzesz po śmierci”. – Epigram z bramy klasztoru Mt. Athos w Grecji
To chyba najlepsza odpowiedź na pytanie, jak przestać bać się śmierci? Jeśli będziemy potrafili umrzeć dla swojej pychy i egoizmu zanim umrzemy fizycznie, to w momencie śmierci nie będzie już miało co w naszej istocie umierać, bo nie będzie w niej nic sztucznego i nieprawdziwego.
A może to całe nasze obecne życie jest takim ogromnym egzaminem, który zdajemy codziennie, TU i TERAZ w każdym działaniu, w każdym słowie, w każdej myśli….